Najpierw głośno było o wypowiedzi Günthera Oettingera, komisarza ds. budżetu UE pochodzącego z Niemiec, który przyznał, że obcięcie środków z unijnego budżetu zwyczajnie się Niemcom nie opłaca. Teraz niemiecka prasa pisze, że tamtejsza gospodarka jest uzależniona od państw Grupy Wyszehradzkiej.
"Stwierdził on wprost, że duża część niemieckich środków wpłacanych do budżetu UE przez ten kraj (Niemcy są największym płatnikiem netto) i wypłacanych później Polsce w ramach polityki spójności wraca do niemieckiej gospodarki. Mówi on, „że jeżeli będziemy ograniczali środki z budżetu UE dla nowych krajów członkowskich, to negatywne tego skutki poniesie głównie gospodarka niemiecka, która dostarcza często technologii, maszyn i urządzeń i świadczy usługi w projektach realizowanych w tych krajach ze środków unijnych”
-Zbigniew Kuźmiuk cytował Oettingera.
Teraz na inny fakt wskazują niemieckie media. Co ciekawe, na sprawę zwraca uwagę lewicowo-liberalna ,,Polityka”.
,,Frankfurter Allgemeine Zeitung” połączył obroty handlowe państw Grupy Wyszehradzkiej i nieźle się przy tym zdziwił. Okazało się, że Polska, Węgry, Czechy i Słowacja są razem największym partnerem handlowym Niemiec (256 mld euro) z ogromną przewagą nad Chinami (170 mld) i Francją (167 mld). Co więcej, obrót z tą czwórką rośnie jak na drożdżach (o 9 proc. większy w 2016 r. niż rok wcześniej), a np. z Francją, tradycyjnie największym partnerem handlowym Niemiec, niemal stoi w miejscu (0,6 proc.)"
– napisał Sławomir Sierakowski w artykule ,,Gulasz, golonka i bigos”. Publicysta pyta:
W tych liczbach widać coś jeszcze istotniejszego. Czy roztaczając swoją gospodarczą dominację w regionie, Niemcy przy okazji nie uzależniły się trochę od V4?
Przyznaje także, że ,,jeśli rozejrzeć się po okolicy, to niemiecki biznes niespecjalnie ma wybór”.
"Żadnego innego regionu nie łączą te bardzo korzystne cechy: tania siła robocza, dobrze wykształcone kadry, wysoki wzrost gospodarczy, geograficzna bliskość oraz… stabilność polityczna. W Europie w co drugim państwie, włączając w to Niemcy, nie da się stworzyć rządu albo są one niestabilne. Tymczasem w Polsce, na Słowacji czy na Węgrzech lokalni watażkowie potrafią przynajmniej zapewnić stabilność. (…) Tego nie da się powiedzieć o Rosji albo Ukrainie. Hiszpanie i Włosi są z kolei za drodzy"
– pisze. Nic więc dziwnego, że niemiecki sąsiad jest tak zainteresowany ,,demokracją i praworządnością” w Polsce…
Źródło: niezlomni.com
Komentarze
Prześlij komentarz